Uwaga. Będzie kontrowersja.
Kilka dni temu napisał do mnie nieznany mi człowiek, powiedzmy że pan Stefan (przepraszam każdego Stefana za użycie tego imienia celem daleko idącej anonimizacji), oto co napisał (pisownia oryginalna):
Witam serdecznie, Jestem Prezesem Zarządu w spółce z o.o. w której posiadam 49% udziałów, – 2 wspólnik posiada 51%,mam 2 pytania: 1. czy do podpisania umowy o pracę ze mną mogę powołać pełnomocnika który jest równocześnie wspólnikem w tej spółce ale nie jest w zarządzie ? 2. Jestem Prezem w sp. z o.o. oraz chce zostać zatrudnony na umowę o pracę na stanowisku dyrektora handlowego – czy w takiej sytuacji mogę ja podpisać umowę za spółkę czy też to musi zrobić pełnomocnik
Czytam i oczom nie wierzę. Ani „proszę”, ani nic co wskazywałoby na to, że ktoś chce otrzymać darmową poradę prawną w zamian za dobre słowo. Nic, po prostu suche pytania rzucone w internetowy eter. Odpisuję tedy tymi słowy:
Witam serdecznie,
porady prawne są płatne – koszt to xxx zł.Pozdrawiam,Błażej Sarzalski
W takim razie załącz cennik na swojej stronce internetowej jak bym wiedział że za 2 pytania chcesz xxx zł to darował bym sobie pisanie do ciebie…… szkoda mojego czasu….
Przyznam, że to pierwszy taki przypadek w historii tego bloga, żeby ktoś odpisał w tak obcesowy sposób. Zawsze miałem jak najlepsze zdanie o moich czytelnikach i chociaż wcześniej spotykałem się z pytaniami o bezpłatną pomoc prawną to osoby te, które wiedząc już, że odpowiedź na pytanie prawne jest płatna, kulturalnie dziękowały za pomoc bądź po prostu nie odpisywały dalej.
Otóż więc, gdyby pan Stefan zechciał zapoznać się bliżej z moim blogiem, m.in. z zakładką Twoje pytania to wiedziałby, że długo myślałem nad tym czy powinienem pobierać płatności za pytania od osób ze społeczności mojego bloga, wiem też, że nie każdy akceptuje taki model zarabiania przeze mnie, ale postanowiłem, że jedyną bezpłatną wiedzą jaką będę się dzielił to ta szeroka wiedza, jaką zostawiam w blogowych wpisach.
Porada prawna jest usługą, która polega na przekazaniu wiedzy i doświadczenia, które zdobywałem przez długi okres. Utrzymanie tego bloga, utrzymanie kancelarii, posiadanie dostępu do najnowszego orzecznictwa i komentarzy kosztuje grube tysiące złotych. Stąd zadając mi pytanie, chcę byś wiedział/a, że decydujesz się na płatną usługę.
Ty też Stefciu!
49 comments on “Prawnik krwiopijca żerujący na prezesach spółek z o.o.”
Gratuluję asertywności. Tak trzymać 🙂
Ech
niektórych nic nie jest w stanie „naumieć”.
Z pozytywów: przynajmniej Stefan zagaił „Witam serdecznie” 😉
Efekt uboczny popularności … Ja na szczęście przez internet nie mam takich przygód, ale zdarza się w innych sytuacjach.
@ Piotr
Dla niektórych (vide Michał Rusinek) to „Witam” byłoby kolejnym powodem do krytyki 🙂
Dostaję mnóstwo tego typu maili z pytaniami. Zazwyczaj się kończą ” Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam” albo „Czekam na instrukcje”. Co ciekawe takie pytania często zadają mi np. lekarze.
Ja wiem, że ten temat, dla niektórych prawników-blogerów, to odgrzewany kotlet, na pewno to znają z codzienności blogowej, lecz w mojej ocenie warto czasem poruszyć ten temat i pokazać, że okej – jest sfera, gdzie dzielimy się naszą wiedzą za darmo (bądźmy szczerzy, oprócz poczucia misji, satysfakcji itp także w celach marketingu), ale jest sfera, w której porada prawna to normalna usługa profesjonalisty.
Szacunek dla pracy drugiego człowieka wymaga wynagradzania go za nią, tylko tyle i aż tyle 🙂
@Paweł, Piotr: Rusinek jest nieżyciowy, trzeba podążać z duchem czasu. Język jest procesem, tworem żywym i zmieniającym się. Ludzi przywiązanych do określonej tradycji językowej takie zwroty mogą razić, ale to jest już chyba walka z wiatrakami.
Katarzyno
a to zabawne – ja akurat wyrobiłem sobie rutynę odpowiadania na pytania czy wezmę sprawę za success fee (ostatnio to raczej norma) pytaniem, czy dany (potencjalny) klient jak idzie do lekarza to płaci za wizytę czy za wyleczenie…
Powinnaś zastosować to na swoich „pacjentach” z małą modyfikacją
Zachęcona pierwszym zdaniem szukałam we wpisie kontrowersji, a tu nic 🙂 Liczyłam na coś bardziej krwawego 😉
Wg mnie nie musisz się nawet tłumaczyć ze swoich decyzji (ostatni paragraf) pisząc o utrzymaniu kancelarii, itp. Mógłbyś zarobione pieniądze trwonić na zabawę, egzotyczne podróże i drogie wina, nikomu nic do tego.
Precyzyjna porada kosztuje u Ciebie xxx i tyle, nie ma dyskusji. Może faktycznie wrzuć cennik?
Z drugiej strony zastanawiam się, też już nie pierwszy raz, czy nie można by było dać odrobinę, a po więcej zaprosić do płatnej usługi. Np. zamiast „moje usługi są płatne” napisać (przepraszam jeżeli będę bredzić, ale chcę tylko nakreślić sposób odpowiedzi) „w pana sytuacji możliwe są dwa rozwiązania, jedno bardziej, drugie mniej ryzykowne. Mogę panu przygotować profesjonalną i szczegółową poradę, która ułatwi panu podjęcie decyzji. Jeżeli jest pan zainteresowany – kosztuje ona xxx”.
Ja czasami udzielam odpowiedzi za darmo na pojedyncze, proste pytania, nie wymagające ode mnie więcej niż 10 sekund pomyślenia, ale mój biznes ma trochę inną strukturę, niż Twój. Często natomiast piszę takiej osobie coś typu „Dziękuję za pytania, pozwolę sobie odpowiedzieć niebawem panu w formie postów na ten temat na moim blogu, zapraszam do jego śledzenia”. Jeszcze nie spotkałam się z sytuacją, w której ktoś by miał coś przeciwko.
Dobrze, że wspomnialeś o tej przykrej prawdzie, że wydatki na kancelarie, to kilka tys. zlotych. Niektórym się w ich prymitywnych mózgach nie mieści, że „nie produkując nic”, można mieć tak wysokie wydatki. Miesięczny dostęp do systemu prawnego, zaczyna się od kilkuset zlotych na miesiąc. Później ubezpieczenie OC, skladki korporacyjne i następnie normalne koszty czyli ZUS, najem lokalu, telefon itd. Ktoś to musi sfinansować – czyli klienci kancelarii. I dopóki będą takie wysokie koszty biznesu prawniczego, to prawnicy będą pijawkami. Blogowanie zaś w zalożeniu, to nieudzielanie porad prawnych, tylko dzielenie sie pewną wiedzą – w sposób określony przez blogera i zazwyczaj nie prowadzący do rozwiązania problemu. Bo gdzie by bylo miejsca na sferę zarobkową ???.
W biznesie prawniczym raczej cennika się nie zamieszcza na WWW – to nie sklep. Zawsze jest indywidualna wycena. Natomiast jako punkt wyjścia, oczywiście pewna siatka stawek funkcjonuje na lokalnym rynku – na podobienstwo siatki plac w danym zawodzie i miejscu jego wykonywania itd. Piszę na lokalnym, bo inaczej jest w W-wie (drożej), a inaczej tutaj w DG.
Ja odpisuję coś w stylu „Z opisu sprawy wynika, że potrzebuje Pani profesjonalnej porady prawnej. Nie jestem w stanie indywidualnych porad prawnych udzielać w ramach mojej aktywności jako autorki bloga. W tym celu prowadzę kancelarię prawną, do której zapraszam”. O cenie nie informuję na tym etapie, bo ta osoba nie jest płatną usługą zainteresowana.
Czasami, gdy pytania są ciekawe i mają charakter ogólny, robię tak jak Beata – obiecuję odpowiedzieć postem, a potem dotrzymuję słowa 🙂 np. tutaj http://www.intercyza-blog.pl/2012/03/01/czy-komornik-moze-zajac-majatek-wspolny-malzonkow-egzekucja-alimentow/
@Beata: Przepraszam, w skali „krwistości” mój blog jest daaaaleko za Twoim 🙂 Nie musiałaś też mówić o tym jak trwonię pieniądze, zdradziłaś mnie :)))
@MP: Masz rację, że blogowanie to nie jest świadczenie pomocy prawnej – to jest bardziej, w mojej ocenie jak informowanie o narzędziach, niektórzy mogą chcieć sami te narzędzia wykorzystywać, inni jednak potrzebują do tego profesjonalisty, po to aby się nie skaleczyć. Proszę tylko o nie obrażanie ludzi poprzez epitety.
@Ania: Ania, zwykle też tak robię. Czasami nawet przystaję na odpowiedzi na blogu, niemniej w tej sprawie w mojej odpowiedzi znalazła oddźwięk starożytna zasada vim vi repellere licet 😉
Błażeju, to niestety nasza narodowa przywara – wciąż oczekujemy czegoś za darmo. A sieć jeszcze bardziej nas do tego przyzwyczaiła. To się na pewno zmieni. Tylko potrzeba czasu.
Wiele zdziałamy naszymi blogami. Takimi jak Twój. Dlatego jestem zdania, że jeden dobry blog prawniczy robi więcej dobrego dla wizerunku naszej branży, niż setki tysięcy wydawanych na promocję zawodu.
Pozdrawiam wszystkich! 🙂
Rafał
Sam jesteś sobie winien, bo bezczelnie zażądałeś pieniędzy. A przecież odpowiedź zajęłaby Ci tylko parę minut…
Biedni ci ludzie – wszyscy ich okradają, nawet prawnik z Dąbrowy Górniczej 🙂
Uważam Błażej, że Twoja reakcja była prawidłowa. Raczej spółka prowadzona przez Stefana nie prowadzi działalności za free, tylko za swoje usługi chce wynagrodzenia.
pozdrawiam
Być może pamięć mnie zawodzi, ale od kiedy masz na blogu podstronę „Twoje pytania”? Może od niedawna? Zmierzam do tego, że Stefan może wcale nie miał możliwości zapoznania się z nią?
@Lech: Strona „Twoje pytania” o tej treści, jest w blogu od jakichś dobrych kilku miesięcy, z tego co pamiętam to spłodziłem ten tekst w lipcu.
Jak widać 🙂 nie rzuca się w oczy. Sugeruję wspomnieć odpowiednim odnośnikiem do niej w miejscach, gdzie ludzie poszukują kontaktu z Tobą, czyli w „Kontakt” oraz w stopce na dole.
Takie prośby mailowe to normalka. Za to niedawno do mojej kancelarii przyszła pani, która zadała pytanie, dostała odpowiedź, po czym wstała i zaczęła wychodzić….
@Grzegorz: rozumiem, że cennik i wzorzec regulaminu został tej pani odpowiednio przedstawiony przed udzieleniem porady? 🙂
Z udostępnianiem cennika też bywają problemy. Kiedyś spędziłem upojne 20 minut na tłumaczenie pani, że mogę jej udzielić porady, ale to już jest usługa płatna. Najzabawniejsze było to, że ona przekonywała mnie, że przecież jej chodzi tylko o to, aby powiedzieć, czy sprawa jest do wygrania (plik papierów leżał już grzecznie na stole). Koniec końców zapłaciła, kiedy postawiłem jej wybór – albo wiedza za pieniądze, albo niewiedza za darmo.
Co tylko potwierdza moją teorię, że wszystko w życiu można sprowadzić do zero-jedynkowej decyzji „tak lub nie”. Problem polega tylko na tym, aby wiedzieć, jak postawić pytanie.
Znowu się rozgadałem…
Ja się zastanawiam, czy w ogóle radcowie prawni mogą cennik wywiesić w internecie 🙂 Z zasad etyki wynika, że można napisać jakie elementy wpływają na kształtowanie wynagrodzenia, ale obawiam się, że cennik mógłby być zbyt mało strawny dla środowiska, choć sam nie widzę w tym niczego nieetycznego.
Panie Błażeju, w tej historii, którą Pan przedstawił podoba mi się, że Stefan skontaktował się właśnie z Panem. Oznacza to że spośród wielu prawników wybrał Pana Kancelarię/Blog do zadania tych pytań. Docenił Pana i zaufał! My ciągle głowimy się nad tym jak Klienci mają nas prawników znaleźć. Wraz z moimi wspólnikami próbujemy rozwiązać ten problem w naszym nowym projekcie. Temat cennika. Klienci(jak my wszyscy)liczą się z każdą złotówką, szukają okazji cenowych. Perspektywa wywieszenia cennika (sztywnego) np. na stronie www prawników to pewnie niedaleka przyszłość. Ktoś, kto to zapoczątkuje albo zostanie ekskomunikowany przez środowisko albo może zdobędzie szybko fanów, naśladowców i Klientów. pozdrawiam serdecznie
Pani Katarzyno, jest Pani optymistką. Zazwyczaj osoby szukające nieodpłatnej porady, piszą do wielu osób jednocześnie, a nóż ktoś odpowie.
Błażej – strona kancelarii, a tym bardziej blog to nie witryna sklepowa i tak – przynajmniej u nas jest konflikt z zasadami etyki.
Maile takie jak Twój to niestety częste przypadki. Czytanie odpowiedzi na mojego maila z wyceną i oburzenie statystycznego 'Stefana’ że w ogóle jest coś takiego jak płatne porady – bezcenne 🙂
Czy możecie mi wyjaśnić w jaki sposób podanie cennika w internecie godzi w zasady etyki?
Szczerze – nie wierzę, że absolutnie każdy klient jest wyceniany indywidualnie. Czy naprawdę absolutnie każdy Wasz klient zapłacił Wam inną kwotę? Bo na pewno sprawy były odmienne. Czy naprawdę nie jest możliwe powieszenie choćby orientacyjnego cennika, z przedziałami cenowymi, itp.?
Obstawiam, że problem z powieszeniem cennika jest związany z poczuciem dyskomfortu (delikatnie mówiąc), że inni prawnicy zobaczą, że u mnie porada kosztuje 300 zł, a u nich podobna 1000 zł.
Jak widzę cennik na stronie dowolnej firmy, to od razu ta firma ma u mnie plusy do zaufania. Kancelaria prawna też jest firmą świadczącą usługi. Naprawdę dziwi mnie, że taki zawód jak radca nie chce skorzystać z tak banalnego sposobu na zwiększenie zaufania wśród klientów.
@Beata: Ano tak, że jest to niejednoznaczne w kontekście tych zasad, mówiąc o zasadach, mam na myśli spisany kodeks etyczny, a nie coś co każdy z nas uznaje za dobre, prawidłowe czy etyczne.
Oczywiście nie jest tak, że wyceniam indywidualnie każdego klienta. Jak ktoś przychodzi do mnie do kancelarii po ustną poradę to stawka jest jedna i w sumie… tyle 🙂 Bo wszystko inne jednak wyceniam indywidualnie.
W mojej ocenie, rzeczywiście prawnicy mają poczucie dyskomfortu, ale nie polega ono na tym, że inni zobaczą, że ja jestem tańszy, ale raczej na tym, że wywoła to wojnę cenową, podczas gdy, przynajmniej tak mi się wydaje, duża część środowiska opiera marketing swoich usług nie o niskie ceny, ale o rzetelną wiedzę w danej dziedzinie, którą się zajmują.
Niemniej przyznam, w pierwszym projekcie tego bloga był cennik. Kierowałem się tutaj właśnie głosami ludzi, którzy mówili, że to buduje zaufanie. Szczerze mówiąc jednak nie jestem przekonany co do tego, czy to zaufanie jest budowane właśnie przez podanie cennika, doszedłem po przemyśleniu tego do wniosku, że zaufanie zbuduję poprzez dzielenie się wiedzą i prezentowanie siebie autentycznego, pokazywanie moich poglądów.
Nie muszę mieć do tego cennika. Specjaliści ds. marketingu także się tutaj spierają – sądzę, że w pewnych branżach jest to wskazane, ale czy w każdej i czy akurat w branży prawniczej?
Mnie osobiście nie razi, że klient oczekiwał pomocy za darmo, bo do tego się już przyzwyczaiłam, ale jego odpowiedź na maila Błażeja jest poniżej wszelkiej krytyki. Naprawdę ludzie często nie potrafią się zachować, a oczekują Bóg wie czego… Można było przecież nie odpowiadać, albo odpowiedzieć grzecznie.
Odpowiedzi na blogu są OK, ale wówczas, gdy pytanie jest ciekawe i dotyczy ogólnego problemu. Inaczej blog zamienia się w forum indywidualnych porad prawnych, a przecież nie o to chodzi. Niektórzy jednak są na tyle cwani, że po otrzymaniu informacji o odpłatności pytają, czy mogą zadać to samo pytanie w komentarzach 😉 Albo piszą w mailu, że mają taki i taki problem i czy bym nie miała ochoty o tym napisać 🙂
Nie jestem zwolennikiem dawania czegoś najpierw za darmo, bo taka zachęta nie działa – ktoś, kto szuka darmowej porady, nigdy nie wróci po więcej za pieniądze.
Ostatnio zdarzyło mi się właśnie parę próśb o indywidualną poradę w komentarzach na blogu. Najpierw bez ogródek napisałam, że w takich sprawach należy kontaktować ze mną bezpośrednio. Jedna osoba się skontaktowała, ale informacja o odpłatności ją odstraszyła. Potem jednak doszłam do wniosku, że taka ostra nie będę, więc na kolejny tego typu komentarz udzieliłam odpowiedzi ogólnej, wskazując jednocześnie, że indywidualna porada wymaga analizy dodatkowych szczegółów i że w związku z tym zapraszam do kontaktu bezpośredniego. A może w ogóle ignorować prośby o porady w komentarzach?
Długo wahałem się czy wziąć udział w dyskusji, bo nie jestem prawnikiem i na pewno trudno mi wczuć się tę sytuację i emocje z nią związane. Ale może dlatego łatwiej jest spojrzeć mi na to z boku.
Wow! Jestem zaskoczony tak pozytywną oceną odpowiedzi autora bloga oraz wyrazami solidarności wyrażonymi przez komentujących, (jak zrozumiałem) w dużej części kolegów i koleżanki po fachu.
Wydaje mi się, że w takiej sytuacji należy sobie zadać pytanie, co chcę zrobić z tą sytuacją? Do czego chcę doprowadzić swoim działaniem / brakiem działania?
Czy udało się przybliżyć do tego celu?
Wydaje mi się, że tutaj emocję wzięły górę nad zimną kalkulacją. Moim skromnym zdaniem, niezależnie od treści i formy pytania od czytelnika, odpowiedź autora bloga, tak dobitnie określająca jego granicę była raczej zamykająca dyskusję oraz przekreślającą szansę na zbudowanie relacji prowadzącej do sprzedaży w przyszłości (co jest przecież oczywistym powodem istnienia tego bloga).
Oczywiście, nie namawiam do udzielania porad za darmo. Uważam, że Pani Beata Rzepka w komentarzu powyżej pokazała przykłady idealnego moim zdaniem wybrnięcie z takiej sytuacji: Łagodna odmowa, ale jednocześnie pokazanie drogi do zachowania kontaktu oraz (być może, kiedyś gdzieś w przyszłości) rozwinięcia się tej relacji biznesowo.
Myślę, że adekwatny jako ilustracja mojego punktu widzenia będzie wpis na blogu „Jedyne, co warto dziś robić w internecie, to być miłym i pomocnym”:
http://b2b-marketing.pl/2012/07/10/warto-to-byc-pomocnym/ – a także linkuje do artykułu, który traktuje o takim właśnie podejściu (artykuł dotyczy Michała Sadowskiego).
Serdecznie pozdrawiam!
@B2bmarketing.pl
W mojej sytuacji rzeczywiście nie zadałem sobie pytania, o którym piszesz i rzeczywiście zaakcentowałem granicę bardzo mocno. W dużej mierze wynika to z tego, że w kontakcie staram się być autentyczny, a nie „wykalkulowany” 🙂
@b2bmarketing.pl – Wow! Jaki piękny wpis sprzedażowy!
A do rzeczy – doświadczenie podpowiada, że klient, który przy pierwszym kontakcie oburza się na to, że usługa kosztuje, raczej źle rokuje. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że autentycznie szuka porady, ale konsekwentnie – darmowej. Czas poświęcony na „obsługę” takiego klienta też kosztuje, co w zestawieniu z ceną porady sprawia, że całość może być nieopłacalna.
Oczywiście, nie warto palić za sobą mostów, pytanie tylko – czy było co palić.
Ja od strony technicznej – myślę, że z powodzeniem można by stosować stosować następujące reguły:
– wyjaśnić, że porady bezpłatne zawierają się w tym wszystkim, co jest ogólnodostępne na blogu
– poinformować, że konsultacje mailowe są płatne „od XX/XXXzł”
– umożliwić dokonanie płatności online, odpowiednie uwidocznienie operatora płatności podczas wypełniania formularza z zapytaniem skutecznie powinno odsiać tych, co koniecznie chcą za darmo
– można nawet pokusić się o wprowadzenie ryczałtu w formie pre-paid. Podejrzewam, że zwykle jest tak, iż na większość pytań da się odpowiedzieć „od ręki” i tylko w kilku zdaniach. Czy nie warto pokusić się w takich przypadkach o przedpłaceniowy system – „zapłać online 25zł [kwota przykładowa, ale chodzi o pokazanie skali], wyślij pytanie” i gwiazdka: jeśli pytanie będzie zbyt skomplikowane, opłata podlega zwrotowi lub podlega dopłacie do pełnej porady.
I być może Błażej pójdzie na to, aby codziennie przez godzinę poodpowiadać na różne pytania za 250zł brutto?
@Lech
Ciekawa perspektywa. Muszę to poważnie przemyśleć i podpytać obsługę bloga o możliwości techniczne zaimplementowania płatności online na blogu. Z mojej strony oczywiście wymaga to wprowadzenia regulaminu świadczenia usług drogą elektroniczną, ale to nie problem.
Regulamin ważna rzecz. Co prawda mówi się, że szewc bez butów chodzi, ale… 🙂
Wydaje mi się, że nie zrozumiał Pan moich intencji.
Nie namawiam udzielania bezpłatnej porady. Wręcz przeciwnie, moim zdaniem najlepszym wyjściem z sytuacji jest łagodna odmowa, która jednak kontakt podtrzymuje.
Koszt obsługi o obu wypadach jest identyczny – chwila na odpowiedź na email.
Pełna zgoda, że nie wiadomo, czy ten potencjalny klient w ogóle rokował na jakąkolwiek sprzedaż. Problem, na który staram się zwrócić uwagę, że po tej wymianie, mamy raczej pewność, że nie.
Serdecznie pozdrawiam!
Nie dopisałem w wątku…
Poprzednia odpowiedź była skierowana do Pana Pawła.
No i wychodzą braki prawników, w tym moje, w przygotowaniu „sprzedażowym” 🙂
A mnie najbardziej rozbawiła forma grzecznościowa (wyrażona zastosowaniem wielkich liter) pana prezesa. 🙂 O sobie napisał – „Jestem Prezesem Zarządu”, a do Błażeja – „pisanie do ciebie”. A że prezesi to zapracowani ludzie i muszą oszczędnie dysponować czasem to każdy wie – „szkoda mojego czasu”.
Nic się Błażej nie przejmuj, w księgowości też się zdarzają takie pijawki. 🙂 Najpierw 7 razy dzwonią i wypytują o wszystko udając potencjalnego klienta a jak już się wszystkiego dowiedzą to sami postanawiają prowadzić księgowość. 🙂 100 zł miesięcznie to za dużo a że się przepisy zmieniają i nie mają czasu/ochoty za nimi podążać to już ich sprawa. 🙂
I to jest właśnie dylemat… Na początku działalności przedsiębiorcy liczą każdą złotówkę i oszczędzają na czym się da, w tym na poradach fachowców. Parę lat potrwa zanim przedsiębiorca zrozumie, że bez porządnego prawnika i doświadczonej księgowej – nie da się w spokoju prowadzić firmy. Nie każda firma niestety do tego czasu doczeka…
„Parę lat potrwa zanim przedsiębiorca zrozumie, że bez porządnego prawnika i doświadczonej księgowej – nie da się w spokoju prowadzić firmy.” Potwierdzam. Ja nie rozumiem w ogóle, jak można zacząć biznes bez profesjonalnej księgowości. Ale skoro są i tacy, co próbują sami iść przez las, to widocznie mamy braki w edukacji jako społeczeństwo.
Pozdrawiam!
Rafał
Byś też się nie wygłupiał, ty mecenasiku ty, z tą swoją stronką. Toż Jaśnie Wielmożny Pan Prezes do ciebie napisał, czyniąc ci tym samym zaszczyt, a ty, zamiast się tym zaszczytem zachłysnąć, zmarnowałeś jego bezcenny czas. Myślisz może, że Jaśnie Wielmożny Pan Prezes tak potężnej organizacji, jaką jest dwuosobowa spółka z o.o. (dzierżona pół na pół z kumplem bądź z tatą), który zdołał zakumulować majątek w niebagatelnej kwocie 5.000 złotych żeby ją w ogóle zarejestrować ma jeszcze znaleźć czas na jakieś tam „proszę” czy inne „dzień dobry”? Jak Jaśnie Wielmożny Pan Prezes pyta, to należy z mokrymi od łez wzruszenia oczyma grzecznie (i niezwłocznie) odpowiedzieć, a potem zapisać ten szczęśliwy dzień w pamiętniku, ewentualnie w najbliższą niedzielę dać na mszę dziękczynną. I nie, złośliwcze, organizacja którą kieruje tak światły człowiek jak Jaśnie Wielmożny Pan Prezes nie musi zatrudniać ani prawnika, ani księgowego, ani w ogóle nikogo.
Zapraszam do kontynuowania dyskusji o cennikach na stronie internetowej i klientach chętnych na bezpłatne porady w bardziej kameralnym gronie:
http://www.goldenline.pl/forum/zarzadzanie-kancelaria-prawna
Na razie tylko ja, ale liczę, że szybko utworzymy ciekawą grupę.
Pani Katarzyno, fajny pomysł.
Niezła dyskusja mi umknęła… Umieszczanie cenników na stronach ma sens tylko wtedy, gdy sprzedaż realizowana jest on-line a czynności są proste i powtarzalne. I to wbrew pozorom nie jest trudne technicznie.
pozdrawiam
sz
A ja na swojej www podałem, że stawki oscylują wokół lokalnych cen … Wilk syty i owca cala, ha, ha. To nie dyskont spożywczy i tu nie należy liczyć na „taniość” tych usług. Pozdrawiam.
Witam, moje pytanie dotyczy spółki zoo, a mianowicie złożenia rezygnacji przez jednego z członków zarządu (zarząd stanowią 3 osoby, z czego jedna to prezes zarządu) z piastowanej przez niego funkcji. Czy piśmienna rezygnacja, (pokwitowana przez prezesa zarządu, z zapisaną datą odbioru) wystarczy do tego, aby była ona uprawomocniona? Czy w przypadku zwłoki zarządu ze złożeniem takowej rezygnacji do krs, na byłym członku zarządu mogą ciążyć jakieś zobowiązania (zaciągnięte po rezygnacji)?
Przepraszam za zamieszczenie mojego pytania w tym miejscu, w nerwach nie zauważyłem, że odgrzałem Panu „kotleta” z 2012 roku, jednak było to wynikiem przekierowania mnie do pańskiej strony z wyszukiwarki google.
Pytanie nie nadaje się na odpowiedź na zasadach TAK/NIE.
Pozdrawiam!
Z jednej strony rozumiem Ciebie, z drugiej strony rozumiem osobę po drugiej stronie.
Prawnicy zdaje się zbyt często zapominają o etyce biznesowej, gdzie obie strony powinny być z reguły transparentne. Jeśli jakikolwiek prawnik odpisuje mi nie uwzględniając kosztu usługi w pierwszej odpowiedzi, to po prostu olewam i nie odpisuje dalej żeby nie tracić czasu.
Ze względu na etykę biznesową informacje dot. ceny powinny być znane od samego początku. Od lat wiadomo, że należycie do grupy osób / podmiotów, które są jednymi z największych manipulatorów i trzeba mieć na was baczne oko. Ile razy to zapłaciłem za usługę prawnika, która nie została w pełni wykonana i doprowadzona porządnie do końca. Stąd też takie zachowania… Jesteście tylko prawnikami i powinny was obowiązywać takie same zasady etyki biznesowej jak innych.
Na szczęście ja już się nauczyłem z wami rozmawiać. Konkretne rozwiązanie problemu potrzebuję – nie wiesz i nie podajesz ceny? To nie masz zlecenia i idę do innego. A opinie prawną też mogę sobie napisać, poczytać wyroki NSA i wyciągnąć wnioski, nic nadzwyczajnego.
Dziękuję za odkopanie wpisu sprzed 8 lat 🙂