Nie milkną echa mojego niedawnego wpisu (dzięki wszystkim za miłe maile dotyczące wpisu o Konstytucji dla Przedsiębiorców, cieszę się, że zainspirowałem niektóre osoby do obejrzenia „Młodego Papieża”), a tutaj jakby w duchu kontynuacji narzuca mi się, przy porannej lekturze Facebookowych udostępnień, artykuł na portalu money.pl dotyczący tego jak Minister Finansów uderza w blogerów.
Jakiś czas temu furorę zrobiła interpretacja podatkowa Ministra Finansów, w której wprost przyznał prawo do „wrzucania w koszty” ubrań, posiłków, wyjazdów do hoteli, pensjonatów, kupna gadżetów itp. Interpretację tej treści chyba należało traktować jako wybryk urzędniczy, bo kilkanaście innych interpretacji wskazuje na to, że blogerzy nie mają takiego prawa.
Fiskus team interpretuje kwestię bardzo „osobiście”. Zerknijmy na jedną z nowszych interpretacji:
We wniosku Zainteresowana jednoznacznie wskazała, że wydatki dotyczyć będą napisania recenzji np. filmów, spektakli teatralnych, restauracji, gabinetów kosmetycznych, relacji z wyjazdów turystycznych, testów produktów. Natomiast Wnioskodawczyni będzie uzyskiwać przychody, w ramach działalności gospodarczej, z tytułu dzierżawy powierzchni reklamowej na swojej stronie internetowej, umów zlecenia, umów o dzieło, umów o współpracy zawartych z reklamodawcami oraz innych sposobów zarabiania na reklamach internetowych i mobilnych, a nie z tytułu prowadzenia bloga. Zatem wydatki związane z prowadzeniem bloga nie mogą stanowić kosztów podatkowych z działalności gospodarczej Wnioskodawcy (…).
Należy ponadto zauważyć, że na popularność bloga mają wpływ artykuły (wpisy) tam zamieszczane. W głównej mierze to jakość tych utworów wpływa na atrakcyjność prowadzonego bloga wśród odbiorców, niezależnie od wysokości poniesionych wydatków. Dzielenie się spostrzeżeniami, opiniami, informacjami publikowanymi na blogu wskazuje na osobisty charakter wpisów tam zamieszczanych nie mających bezpośredniego związku z działalnością gospodarczą. W konsekwencji wydatki związane z prowadzeniem bloga związane są z realizacją osobistych potrzeb Wnioskodawcy, niezależnie od prowadzonej działalności gospodarczej.
Nie można odmówić tej interpretacji pewnej słuszności. Atrakcyjność bloga wynika często z osobistych starań autora. Sam coś o tym wiem. Dzielenie się opiniami czy informacjami ma w dużej mierze wymiar osobisty, problem w tym, że interpretacja ta jest wąska i nie dostrzega oczywistej zależności, że jeżeli ktoś np. żyje z bloga na którym testuje różne produkty to nie mając produktu testowanego, nie może wykorzystać swoich umiejętności do stworzenia atrakcyjnej dla danego odbiorcy treści.
To co jednak najbardziej chyba boli fiskus team to kwestia tego, że w sumie to obawa, że w ramach kosztów uzyskania przychodu blogerzy będą finansować sobie swoje osobiste zachcianki.
Co ma do tego spółka z o.o.?
Zastanówmy się nad tym, co by było gdyby o podobną interpretację starała się spółka z o.o., której przedmiotem działalności byłoby prowadzenie portali internetowych, reklama, badanie rynku i opinii publicznej. Wskazałaby, że jej pracownicy w ramach prowadzonych przez spółkę portali i blogów internetowych tworzą treści związane m.in. z podróżami, recenzjami hoteli, restauracji, gadżetów, elektroniki, a także relacjonujących życie gwiazd. Model biznesowy spółki zakłada w dużej mierze uzyskanie obiektywnych recenzji określonych produktów, czy usług, dzięki czemu portale spółki zyskują oglądalność, co przekłada się z kolei na możliwość pozyskiwania przychodów z dzierżawy powierzchni reklamowej na tych portalach, z płatnych abonamentów, czy artykułów sponsorowanych W związku z tworzeniem tych treści spółka ponosi koszty podróży, opłaca hotele, restauracje, nabywa lub dzierżawi różne przedmioty oraz odpłatnie zatrudnia pracowników, zleceniobiorców oraz osoby, które tworzą teksty na podstawie umów o dzieło.
Pytanie – czy ww. to są dla niej koszty uzyskania przychodu? 🙂
W mojej ocenie to oczywiste. Zapytajcie właścicieli jakichkolwiek portali internetowych. Na tym polega dziennikarstwo.
Jaki z tego wniosek dla blogerów? Zakładajcie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, ale wcześniej zapytajcie o interpretację fiskus team… w tym kraju coraz mniej rzeczy jest 100% pewnych.
8 comments on “Opodatkowanie blogera a spółka z ograniczoną odpowiedzialnością”
Akurat wczoraj czytałem tę „korektę” interpretacji (a właściwie to wg pudelka zmianę prawa wprowadzoną przez ministra finansów). W przytoczonej interpretacji poraża mnie siła merytorycznych argumentów, trafnie wyciągniętych wniosków oraz bogactwo przytoczonego orzecznictwa. Widać, że ktoś się postarał i oczywiście nie chodziło tylko o to aby pokazać, że prawo prawem ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie.
Ironia jak rozumiem ;))
Wszystkie „ministry” (zwłaszcza zapewne Morawieckiemu Power Point nie podkreślił kolorowym szlaczkiem) chyba nie zauważyli, że bloga równie dobrze można prowadzić w Londynie czy Dubaju a wówczas wpływy do budżetu zamiast znacząco wzrosnąć, to spadną do zera.
Można, pod warunkiem zmiany rezydencji podatkowej, inaczej obawiam się, że blogerzy zamiast w reklamach będą występowali na czołówkach TVP Info po akcji skarbówek ;))
Spółka limited rozwiązuje opisane problemy. Zarówno „akcje skarbówek”, jak i nieuwzględnienie wydatków związanych z prowadzeniem bloga w kosztach uzyskania przychodu. Nawet czeska „s.r.o.” się do tego nadaje lepiej od jakiejkolwiek polskiej formy prowadzenia działalności gospodarczej.
Dalej, tak jak mówię – jeżeli bloger pracuje z Polski i jednocześnie jest członkiem zarządu takiej spółki to pojawia się zasadnicze pytanie – gdzie taka spółka osiąga swój przychód? Imho w Polsce, jeżeli w Polsce to podlega ograniczonemu obowiązkowi podatkowemu i teraz jeszcze oczywiście lektura umów o unikaniu podwójnego opodatkowania – imho powstaje w tym wypadku zakład w Polsce, jeżeli tak to tu jest opodatkowanie…
Nie dajmy się zwariować z „prostymi” receptami na spółkę w UK czy UAE – taka sytuacja wymaga starannego planowania. Po drugie – zwróć uwagę, że świadcząc usługi reklamowe, marketingowe czy zarządzania danymi dla spółek w Polsce (klientów blogera) ze spółek w Dubaju/Anglii w Polsce ustawy o podatku dochodowym przewidują tzw. podatek u źródła (witholding tax), chyba że dysponuje się certyfikatem rezydencji podatkowej takiej spółki.
Może Maffashion, Jessica Mercedes albo Kominek mogliby myśleć nad tego typu optymalizacją, ale blogera lifestylowego, który jeszcze nie zrobił aż takiej kariery mogłoby to niestety przerosnąć, stąd proponowałbym szukać rozwiązań tańszych, a takim rozwiązaniem IMHO może być polska spółka z o.o. – najfajniej by to według mnie działało gdyby jedna spółka niejako zarządzała kilkoma blogami, a nie była dedykowana dla jednego blogera.
Jakbym znalazł czas to zrobiłbym może sam z tego pomysł na biznes (choć rzeczywiście czeska s.r.o. byłaby pewnie korzystniejsza gdy idzie o korzystanie z takich dóbr jak pojazdy).
Zróbmy razem takie s.r.o. 🙂
W linkowanym artykule na money.pl wyczytałem, że średni roczny dochód blogera to 4.650 zł. Dla takich oczywiście żadna optymalizacja nie pomoże bo nie bardzo jest co optymalizować, kiedy łapią się na kwotę wolną od podatku w przyszłym roku.
O istnieniu Maffashion oraz Jessica Mercedes dowiedziałem się z Twojego wpisu, obejrzałem blogi, poczytałem. Myślę, że co do związku wydatków- nawet generalnie na przyjemności, jako kosztów uzyskania przychodów- z uzyskanymi przychodami nikt rozsądny nie miałby wątpliwości. Rozumiem oczywiście, że trudno o rozsądek, kiedy jest presja przysporzenia dochodów Skarbowi Państwa, któremu już zabrakło na 500+…
Dobrze, że Pan to zaznaczył. Kiedy przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby założyć, że ja tak na serio wypisuję publicznie takie opinie, aż zrobiło mi się ciepło 😉 Przykre jest to, że właśnie nikt się nawet nie postarał, co widać po fragmentach, które wyglądają niemalże jak crtl+c ctrl-v z interpretacji dyrektora izby skarbowej w Bydgoszczy.